Spoglądając na mapę i szukając na niej czegoś intrygującego
moim oczom ukazała się mała wyspa w kształcie serca, leżąca tuż pod Australią.
To Tasmania- jeden z ostatnich i nienaruszonych w tak dużym stopniu ekosystemów na Ziemi.
Miejsce
kryjące w sobie tyle przyrodniczego bogactwa, że mogłoby obdarować nim resztę świata. Wybierając się w podróż na spotkanie ze słynnym diabłem należy pamiętać
jednak, że Tasmania mimo iż należy terytorialnie do Australii stanowi tylko
jeden procent jej powierzchni i nie zaoferuje nam widoków znanych ze zdjęć czy
filmów. To zupełnie inna rzeczywistość. Kiedy latem w centrum kontynentu przy
słynnej skale Uluru temperatura potrafi dojść do 60oC na Tasmanii możemy
spodziewać się nawet śniegu.
Wyspa położona jest niżej niż afrykański Przylądek
Dobrej Nadziei, znany ze słynnej burzowej pogody. Wiatry są więc codziennością
i dzięki nim często dochodzi tu do prawdziwych anomalii pogodowych. Wśród
mieszkańców istnieje powiedzenie, że jeśli nie podoba ci się pogoda to poczekaj
pięć minut. Zawsze może spaść deszcz, śnieg a za chwilę pojawi się słońce.
Krystalicznie czyste powietrze rekompensuje jednak wszystkie niedogodności.
Tasmania jest najbardziej spokojnym i przyjaznym stanem Australii. Tu nikt się
nie spieszy, ludzie się przyjaźni, pozytywnie nastawieni. Mimo, że odizolowani
od reszty świata zdają się żyć bliżej natury i przyrody, której mają pod
dostatkiem. Dlatego właśnie tak bardzo dba się o środowisko, tworząc m. in. parki
narodowe i rezerwaty przyrody. Tereny chronione stanowią 13 procent powierzchni
tej niezwykłej krainy.
Wydaje mi się, że wyspy mają w sobie coś takiego
magicznego a ludzie, którzy na nich mieszkają są w pewien sposób oddzieleni od
reszty świata i stanowią dzięki temu integralną całość. Ta energia powoduje, że
to właśnie tu najchętniej Australijczycy przyjeżdżają na wakacje odpoczywając i
jeżdżąc na rowerach po okolicznych wzgórzach. Historia Tasmanii jak i reszty
kontynentu Australijskiego zbudowana jest niestety na krzywdzie. W tym
przypadku Aborygenów. Pierwsi z nich zamieszkali wyspę najprawdopodobniej ok.
50 tysięcy lat temu, kiedy wody podnosząc się odcięły wyspę od lądu. Rdzenni
mieszkańcy żyli sobie przez wiele lat we własnym zbudowanym od podstaw świecie
odprawiając magiczne rytuały i wiodąc spokojne życie. Z czasem jednak ziemiami
zainteresowali się odkrywcy. Większość z nich docierała tu na krótko nie dostrzegając
żadnych walorów. Za eksploratora, który odkrył Tasmanię dla świata zachodniego
uznaje się żeglarza Abla Tasmana, który dotarł do wybrzeża wyspy w 1642 roku.
Kiedy w XIX wieku wzrosło przestępstwo białych więźniów zsyłano do Australii,
aby tam odbywali karę. Ludzie po wielu miesiącach tułaczki docierali w końcu na
ląd i często chcieli przywłaszczyć sobie ziemie. Tak też było na Tasmanii.
Kiedy dotarli tu biali w ciągu 46 lat większość rdzennych mieszkańców została
wymordowana. Części tylko z nich oszczędzono cierpień i przesiedlono w inne
miejsca. To bardzo wrażliwy temat dla wielu Australijczyków. Wciąż przecież
mówi się, że najstarsi biali osadnicy to potomkowie zbrodniarzy.
Diabeł tasmański |
Tasmania jako jedno z niewielu miejsc na Ziemi skrywa w swoim sercu
wiele gatunków endemicznych. Tylko tam spotkamy papugi pomarańczowe, dziobaki
czy kuny workowate. Najsłynniejszym z nich jest jednak owiany złą sławą diabeł
tasmański, który pomimo szczęk pięć razy mocniejszych od pitbulla nie jest
wcale drapieżcą rzucającym się na szyję każdemu napotkanemu turyście. Warto go
zobaczyć w naturalnym środowisku, ponieważ jest coraz bardziej skazywany przez
człowieka na wyginięcie.
Tasmanię najlepiej odwiedzić pod koniec
roku, gdy rozpoczyna się sezon na czereśnie, kwitną kwiaty, powietrze pachnie
mieszanką owoców i wszystkim tym co niesie wiatr. Zwiedzanie najlepiej zacząć
od Hobart, stolicy wyspy. Pamiętając cały czas o historii i o tym, że to ona
buduje dane miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz