Jest 31
grudnia. Ostatni dzień roku. Jestem jeszcze przez chwilę w bibliotece i przygotowuję się do pisania eseju o amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS. Zagłębiam się w kolejne
książki, przywiezione w walizce z Londynu i jednocześnie spoglądam przez okno
na niesamowity krajobraz mazurskiej zimy. I cieszę się, że właśnie w taki
sposób spędzam pierwszą połowę tego dnia.
Uwielbiam
biblioteki. Przesiaduję w nich bardzo często na uniwersytecie. Zaszywam się
wtedy na trzecim piętrze ze starymi numerami National Geographic, biografiami
sławnych ludzi i książkami o filmach. Wiele razy w Londynie wpadałem do British
Library czy Muzeów Historii Naturalnej albo Wiktorii i Alberta, pełnych
eksponatów i tekstów. Lubię takie miejsca, bo zawsze mam szansę odkryć jakieś
nowe tajemnice. Łatwiej jest mi tam zebrać myśli.
|
W Muzeum Historii Naturalnej |
I tak też
jest dzisiaj. Staram się unikać wzniosłych podsumowań. Zdecydowanie bardziej
lubię symboliczne refleksje z przymrużeniem oka. Ten 31 grudnia to u mnie
zawsze taki dzień wspomnień, coś więcej niż tylko kartka z kalendarza. Wszystkie wydarzenia, które jeszcze rok temu kryły
się pod znakami zapytania teraz nie są już dla mnie zagadką. A jutro znowu
obudzę się z brakiem świadomości na temat wielu sytuacji, które spotkają mnie w
2015. Robię naturalnie plany, mam też wiele pomysłów które chciałbym
zrealizować w przeciągu kolejnych 12 miesięcy. Otwieram się jednak na nowe,
wychodząc z założenia że wszystko co się dzieje jest w danym momencie
najlepsze.
I wciąż nie
mogę nadziwić się ile może wydarzyć się w przeciągu roku. Dla mnie to był
fantastyczny rok. Tak samo jak poprzednie kilka lat. Wszystkie przełomowe,
niosące z sobą kolejne przygody. Często zastanawiam się dlaczego tak się
dzieje. I myślę, że już znam odpowiedź. Może kiedyś o tym napiszę.
W styczniu
skończyłem 20 lat. Po wykładzie znajomi przygotowani dla mnie niespodziankę.
Zdmuchując świeczki na torcie słyszałem wokół siebie języki ze wszystkich stron
świata, a nade mną unosił się szklany sufit uniwersytetu. To był wyjątkowy
dzień, który zakończył się na premierze filmu „Dallas Buyers Club”.
|
Premiera 'Dallas Buyers Club' |
Rzuciłem się
w wir premier filmowych, stając często oko w oko z największymi gwiazdami
Hollywood. Kiedyś pisałem do nich listy, a teraz mogłem zrobić im z bliska
zdjęcie. Pamiętam jak zaczytywałem się w biografiach i oglądałem filmy w moim
pokoju. Helen Mirren, Jessica Chastain, Anne Hathaway, George Clooney, Angleina Jolie, Brad Pitt czy legendarna Claudia Cardinale. Mógłbym tak jeszcze wymieniać. Za każdym razem przecierałem
oczy ze zdumienia i zabierałem ze sobą znajomych, ciągle poznając nowych.
|
Angelina Jolie |
|
Jessica Chastain |
|
Helen Mirren |
W maju jak
grom z jasnego nieba spadła na mnie propozycja wyjazdu do Maroka z grupą
polskich dziennikarzy na festiwal muzyczny ‘Mawazine’- jeden z największych na
świecie pod względem publiczności. To było jak sen! Zdałem egzamin z prawa
dziennikarskiego, spakowałem walizkę i przyleciałem do Polski. Kilka dni
później byłem już w moim pokoju hotelowym w Rabacie.
I tak przez prawie dwa
tygodnie pukaliśmy do pokoi hotelowych, które otwierały przed nami swoje drzwi.
W Chefchaouen z balkonu oglądałem wieczorem oświetlone miasto, a w Fezie hotel
był pałacem, który przypominał mi słynne wille kalifornijskie w Bel Air albo
Sunset Boulevard, poukrywane za wielkimi krzewami. To właśnie tam w nocy
przyśnił mi się wąż, którego trzymałem tego samego popołudnia w Meknes i to tam
o 3 nad ranem obudził mnie śpiew Muezzina. W łazience znalazłem też okno, z
którego rozpościerał się niesamowity widok na rozgwieżdżone niebo.
|
Widok z mojego balkonu w Hotelu Atlas, Chefchaouen |
|
|
|
|
Hotel, jak ze snu 'Palais Faraj' Fez |
|
Wąż z Meknes |
|
Hotel 'Rabat' |
W niebieskim
mieście Chefchaouen drogę wskazywały mi koty i strome schody, a zaprowadziła
nas tam kręta, afrykańska ścieżka i odgłosy cykad, które urządziły koncert za
oknem naszego samochodu. Było to chyba najbardziej oryginalne miasto jakie
widziałem i na pewno niedługo o nim napiszę. Wciąż pamiętam zapach amoniaku w
farbiarniach w Fezie, bose dzieci biegające pomiędzy wąskimi uliczkami i osły taszczące worki z gruzem. A także spacery po dachach w Meknes i pierwszy łyk miętowej herbaty.
|
W Chefchaouen |
|
W Farbiarniach, Fez |
|
Hotel Safari, Fez |
|
|
|
To w Maroku
zrobiłem mój pierwszy poważny wywiad z Jasonem Derulo, który już dzisiaj wystąpi
na Sylwestrze w Warszawie! Widziałem z bliska Ricky’ego Martina, Alicię Keys, w
medynie spotkałem na zakupach Roberta Planta. To był kalejdoskop wspomnień.
Maroko będzie pierwszym tematem, do którego powrócę na blogu. Na pewno powrócę
też do Afryki. Ten rytm jest tak bardzo niepowtarzalny i oszałamiający, że
wzmocnił moje spojrzenie na ten kontynent i jego mieszkańców.
|
Z Robertem Plantem |
Napisałem
kilka artykułów, po raz pierwszy odwiedziłem teatr na West Endzie. Wybrałem się na rozdanie nagród filmowych BAFTA. W wakacje spacerowałem po klifach w Dover, gdzie wiatr miotał mną na wszystkie strony. Spotkałem moją ulubioną pisarkę Jodi Picoult, której książki wypożyczałem w tej właśnie bibliotece, gdzie teraz jestem, Zaparzyłem
tysiące kaw i przeprowadziłem setki rozmów z klientami. Opowiadałem w radiu o filmach. Pracowałem jako kelner
podczas gali rozdania nagród charytatywnych. Chodziłem na wykłady, czytałem
książki i spacerowałem po londyńskich parkach. Te najbardziej wyjątkowe
wspomnienia zachowałem dla siebie.
|
Chwila odpoczynku w Kensington Gardens | | | | | |
|
|
|
W Dover |
|
BAFTA AWARDS 16.02.14 |
|
Hollywood Evening |
Niedługo pobiegnę przywitać Nowy Rok.
Życzę Wam w
Nowym Roku miliona przygód, które będę potem z przyjemnością oglądać na
Facebooku czy Instagramie. Zaglądajcie tu czasem :) m.