niedziela, 7 lipca 2013

A co jest za horyzontem?...

„Wszystko czego pragniesz może stać się możliwe jeśli bardzo mocno będziesz tego chciał” Te słowa w starym, pożółkłym już pamiętniku, zamykanym na skórzany pasek napisała mi moja wychowawczyni wiele lat temu, gdy chodziłem do szkoły podstawowej. Kiedy je przeczytałem nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z ich mocy. Wywarły na mnie jednak ogromne wrażenie i właśnie wtedy w mojej głowie coś się zmieniło. Nagle w tych kilku słowach zobaczyłem wszystko. Podróże, wielki świat, marzenia, zapachy, muzykę…
fot. Michał Lachowicz

 RH Podróż
    Nigdy nie zapomnę momentu kiedy na gwiazdkę dostałem pierwszy atlas. Siedziałem godzinami wertując kolejne kartki i na pamięć ucząc się stolic przeróżnych krajów. Robię tak do dzisiaj. Po południu czytam książki, piszę artykuły, wieczorami studiuję mapy. Przez wiele lat wystarczała mi taka forma podróżniczego działania.
    Często kiedy wracałem ze szkoły zatrzymywałem się i patrzyłem na samoloty poruszające się po niebie z niesamowitą gracją. Były dla mnie symbolem wolności i podążania w wybranym przez siebie kierunku. Zamykałem wtedy oczy i wyobrażałem sobie, że to właśnie ja siedzę w tym ogromnym stalowym ptaku i rękami trzymam się skórzanego fotela, wyglądając przez okno w poszukiwaniu śnieżnobiałych obłoków.
    Czasami też stawałem przy oknie i wpatrywałem się w zachodzące słońce. I zawsze, odkąd pamiętam towarzyszyło mi wtedy jedno pytanie. Co jest za horyzontem? Co jest dalej? Wyobrażałem sobie wtedy zapach marokańskich ulic, zatłoczone chodniki Bombaju, ciągnące się wzdłuż dróg pola ryżowe. Myśli prowadziły mnie przez świat. Do dzisiaj tak podróżuję.
    Początek
    Z czasem jednak przestało mi to wystarczać. Zacząłem odkładać pieniądze na pierwszą podróż. Potem była następna i następna. Zjechałem prawie całą Europę. Cały czas jednak w mojej głowie było jedno wciąż niezwiedzone miejsce, które przyciągało mnie jak magnes, ale z różnych powodów nie dane było mi go poznać. Postanowiłem to zmienić i znowu, jak zawsze odkładałem każdą złotówkę, aby tam dotrzeć. Łatwo nie było. Ale w końcu, po jakimś czasie udało mi się uzbierać odpowiednią kwotę. I dziś wiem, że wszystko jest możliwe.
    A gdyby tak wyruszyć?...
    Był lipcowy wieczór kiedy postanowiłem spakować plecak i pojechać do Francji. To właśnie było moje największe marzenie. Lekkie szuranie walizki, ostatnie kroki po brązowych schodach z odpadającą już farbą, ostatnie spojrzenie w okno, przez które wpadał poranny promień słońca. Szybkim, zwinnym ruchem chwyciłem za klucz. Zamknąłem drzwi. Pod butami szeleścił lekko piasek niesiony przez letni wiatr. 
    I w głowie cały czas to pytanie. Co jest za horyzontem?...
    Pod Dachami Paryża
    Po kilku dniach drogi znalazłem się w stolicy Francji, Paryżu. To tu najlepiej jest zacząć zwiedzanie tego niesamowitego kraju. Chodziłem po ulicach i czułem, że spełnia się moje marzenie. Wiedziałem, że to jest dokładnie to o co mi chodziło. W powietrzu unosił się lekki zapach mieszanki świeżych kwiatów. Postanowiłem pójść za nim, aby odkryć tajemnicę pierwszego miejsca na mojej liście. Początkowe kroki skierowałem w kierunku najpopularniejszego chyba wśród turystów obiektu- Wieży Eiffela. 
Wieża Eiffela

    Godziny mijały, a ja odniosłem wrażenie, że świat stoi w miejscu. Nie jest to stan łatwy do osiągnięcia w kilkumilionowej metropolii, gdzie co chwila słychać dzwoniące telefony, roboty drogowe, głośną muzykę. Ale mi się udało. Przysiadłem na chwilę na skrzyżowaniu Rue De Cilchy i Boulevard Des Batignolles. I wtedy zdałem sobie sprawę, że nie muszę się nigdzie spieszyć. Zabłądziłem. Skręciłem w jedną ulicę, potem następną. Lubię zabłądzić. Lubię zgubić się w wąskich ulicach, gdzie ściany mają po kilkaset lat i widać na nich odłamane fragmenty, wydrążone przez krople padającego deszczu. Po to błądzimy, żeby w końcu odnaleźć drogę. Tak jak w życiu.
    Po kilku godzinach spacerowania po mieście, o którym Montaigne powiedział, że jest „jedną z najwspanialszych ozdób świata” znalazłem się u stóp słynnej wieży, która króluje nad Paryżem swą siłą i potęgą. Tłumy turystów z całego świata każdego roku przyjeżdżają, żeby ją zobaczyć. Na poziom pierwszy i drugi można wjeżdżać codziennie do godz. 23.30 a w lipcu i sierpniu do północy.
    Kupiłem bilet. Uśmiechnięta Paryżanka w czerwonym czepku przepuściła mnie przez bramkę. Od pierwszego schodka w uszach brzmiała moja ukochana muzyka, która z lekkością prowadziła mnie przez kolejne stopnie. Byłem sam. Każdy krok prowadził mnie do celu. Każdy mały krok powodował, że wchodziłem coraz wyżej i wyżej. Czy potrzeba piękniejszej metafory życia?...
    Najsmaczniejszy Obiad Świata
    Po chwili wabiony interesującym zapachem udałem się do jednej z restauracji. Przywitała mnie ciemnowłosa dziewczyna o skośnych oczach, która z uśmiechem na ustach kolejnym klientom rozdawała pyszne szybkie przekąski.
- Fajną masz pracę!- powiedziałem
- Wiem, wiem. Cordon Bleu?
- Co takiego? Frlefrlefrlu?- odpowiedziałem zdziwiony
- Cordon Bleu?- spytała dziewczyna patrząc na mnie błagalnym wzrokiem
- Dobrze, dobrze. Niech będzie- powiedziałem po polsku.
Po chwili dostałem talerz z kawałkami kurczaka, z serem w środku. Odetchnąłem w ulgą. Kiedy zjadłem najciekawszy obiad świata zacząłem pisać. Kompletnie straciłem rachubę czasu. Opisywałem wszystko. Kolory, zapachy potraw, nowe nazwy, rozmowy przeprowadzone przy stoliku z parą Anglików, uśmiech starszej Włoszki w kapeluszu ze słomy. Aż w końcu spojrzawszy na zegarek zdałem sobie sprawę, że czas ruszać dalej.

Cały czas obserwowałem. Styl życia Francuzów charakteryzuje się zamiłowaniem do wszelkich przejawów kultury. Nieszablonowy sposób myślenia, uwielbienie dla sztuki, galerii, muzeów. Wszystko musi być comme it faut- Takie jak powinno. Począwszy od sosu do sałatki, a skończywszy na tworzeniu ulic, które z lotu ptaka dopasowują się do budynków. Paryż, jak i cała Francja od lat przechodzi wahania nastrojów. Intelektualna dyscyplina, a zarazem romantyczna nieśmiałość są na porządku dziennym. Podczas zwiedzania miasta na mojej drodze pojawiło się kilka innych niezwykłych miejsc.
Ciągle mnie coś zastanawiało. Dlaczego ulice tak dziwnie dopasowują się do budynków, dlaczego Paryżanie nie lubią turystów, o co wolno ich pytać, a o co nie. Pisałem, słuchałem, porównywałem, myślałem. Wieczorami przesiadywałem w kafejkach na rogach starych ulic wsłuchując się w jazzową muzykę, rano kupowałem świeże bagietki.
Ogromne wrażenie zrobiły też na mnie nowoczesne dzielnice Paryża. Mieszkańcy mimo swoich konserwatywnych poglądów i przywiązania do tradycji nie obawiają się zmian. Czasem jednak postęp wywołuje nostalgię i zastanowienie nad tym, jak świat posuwa się do przodu nie zważając na kulturalne wartości od wieków budowane przez przodków. W mieście, w którym Wolter wypijał 40 filiżanek kawy dziennie, artyści spotykali się w małych restauracjach, zwyczaj przesiadywania w małych, zadymionych kafejkach jest zagrożony przez kulturę fast foodów.
fot. Michał Lachowicz

Ostatnie Tango
Chodziłem, wieczorami pływałem statkami po Sekwanie, smakowałem, aż przyszedł czas pożegnania z miastem moich marzeń. Postanowiłem ruszyć dalej, na południe. Ostatnim przystankiem na mojej liście była katedra Notre Dame, gdzie co niedziela o 17.00 organista daje przepiękny koncert muzyki klasycznej. Koncerty te odbywają się też w Sainte Chapelle.  
Kłódki zakochanych na Moście Arcybiskupim

O świni, która rozsypała ziarna
Po kilku dniach byłem już w Carcassonne.
Drogę przebiegł mi kot. Biegł z prędkością światła, tak jakby i on był tu po raz pierwszy. Przez następne kilka dni odkrywałem uroki tego miasta, które znajduje się w połowie drogi między Tuluzą a Morzem Śródziemnym. Nad miastem króluje ogromny zamek, który postanowiłem zobaczyć. Według legendy, gdy Karol Wielki przez kilka lat musiał oblegać Carcassonne, pani Carcas zebrała resztki ziarna, które znalazła w tym bardzo biednym mieście i nakarmiła nimi świnię. Potem kazała zrzucić ją z szańca. Niestety zwierzę na skutek upadku, pękło i wysypało wszystkie ziarna u stóp armii. Karol Wielki zdziwiony taką objętością jedzenia rozpoczął negocjacje, a dzielna kobieta rozkazała zwycięsko zadąć w trąby. Od tego właśnie wydarzenia pochodzi nazwa miasta- Carcas Sonne! (Carcas Dzwoni)
Carcassonne o poranku

Lawendowy Avinion
Po dwóch dniach opuściłem to średniowieczne miejsce i udałem się do Avinionu, który przez 70 lat był europejskim ośrodkiem religii, sztuki oraz prostytucji. I znów przechadzałem się wąskimi ulicami niesiony zapachem lawendy, odpoczywałem leżąc na trawie przy słynnym moście St- Benezet, który opada bezwiednie do Rodanu. Na koniec poszedłem do jednej z lokalnych restauracji, gdzie z okna widać było piękne lawendowe pola. Jedzenie we Francji jest wspaniałe. Każdy region ma swoje własne, odmienne potrawy. To czyni ten kraj jeszcze bardziej pociągającym. Paryż to świeże owoce, warzywa i niezliczona ilość restauracji. Dolina Loary poleca świeże pstrągi, grzyby hodowane w jaskiniach w okolicach Samur. Do specjalności południowego zachodu należą: foie gras (wątróbka), trufle z Perigord, wędzona szynka z Bajonny i boskie anchois z Collioure. Prowansja słynie z przepysznych, słodkich melonów.
Zrobiło się smacznie. Także na moim talerzu. Pełne słońca pomidory, bazylia, oregano, świeża ryba…
Z każdą myślą zapisywałem wspomnienia z mojej francuskiej podróży. Spojrzałem na niebo, a potem ruszyłem dalej. Na południe.
Ale to już zupełnie inna historia…
Most St. Benezet (Avinion)


Zapraszam w podróż do Paryża:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz