czwartek, 9 lutego 2017

W Pekinie

Witajcie! Marzenia naprawdę się spełniają i cieszę się, że w końcu mogę podzielić się z Wami wrażeniami z pierwszego etapu mojej wyprawy do Australii. 

Planowałem mój lot w taki sposób, aby mieć okazję zobaczyć jeszcze jakieś nowe miejsce po drodze i postawiłem na magiczny Pekin! Dlaczego akurat on? Otóż nie wiem czy wiecie, ale chiński rząd wprowadził fantastyczną możliwość opuszczenia obszaru lotniska bez posiadania wizy aż do 72 godzin. Nie otworzy nam to może drzwi do całego Pekinu, niemniej jednak jest to doskonała opcja dla tych, którzy tak jak jak musieli czekać długo na kolejny lot :) Warunkiem otrzymania takiej wizy jest jednak posiadanie biletu na dalszą część podróży już poza Chiny.

Podszedłem więc do okienka, gdzie posągowy celnik, z posągową miną wbił mi do paszportu wielki, czerwony stempel, który na chwilę otworzył mi magiczne wrota legendarnego Placu Tian'anmen, zwanego też po polsku Placem Niebiańskiego Spokoju. To właśnie on był miejscem wielu niezwykle ważnych politycznych wydarzeń, jak chociażby proklamacja Chińskiej Republiki Ludowej przez Mao Zedong'a 1 października 1949 roku. Zawsze marzyłem o tym, aby móc go zobaczyć i dotarłem tam już późnym wieczorem. Przywitał mnie porywisty wiatr i Pekińczycy, którzy w przeciwieństwie do lotniskowych celników rozmrozili moją krew.

To było niesamowite! Wszyscy zebrani nagle zaczęli nieśmiale mi się przyglądać, prosić o wspólne zdjęcia, pytali mnie skąd jestem! :) Niestety po chińsku na razie potrafię powiedzieć jedynie 'dziękuję' i 'cześć' więc nasze rozmowy wymagały ode mnie wydobycia dawno już ukrytych umiejętności gry w pokazywanie i skojarzenia. 

Podobnie było w pociągu i w metrze! Wszyscy na mnie spoglądali, kiedy otwierałem walizkę niektóre osoby były bardzo  zainteresowane co ma w środku ten dziwny gość, z kraju w którym teraz teraz pada śnieg. Pozowały mi mamy z dziećmi, ktoś nawet złapał mnie za rękę, żeby zobaczyć z bliska moje żyły! :) To było niezwykłe, a ja czułem się dumny, że mogę choć na chwilę być gościem w ich niezwykłym, tajemniczym i zachowawczym świecie. 

Z Placu Tian'anmen wiatr poniósł mnie do metra. Nie było już takie samo, godzina szczytu minęła. W powietrzu rozległ się dźwięk szkolnego dzwonka, który w Pekinie informuje o przybyciu pociągu. Wszedłem do środka i pojechałem na lotnisku, gdzie razem z innymi podróżnymi popijaliśmy wodę w papierowych kubkach. Zapisywałem Pekin w moim sercu.

A teraz pozdrawiam Was już z Australii. Jest 8.55 rano. Znajduję się w Północnym Sydney. Za oknem śpiewają ptaki i cykają świerszcze. Biegnę złapać autobus na plażę w Manly, a jutro wybieram się na pewien nieplanowany festiwal...

Do usłyszenia! 

M.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz