Jestem w Australii już dwunasty dzień i nie mogę uwierzyć w to jak szybko płynie czas. Jedną czwartą wyprawy mam już za sobą! Sydney zrobiło na mnie ogromne wrażenie i trochę trudno mi opisać słowami wspomnienia minionego tygodnia. Powiem Wam, że doświadczyłem wszelkich możliwych opcji pogodowych. Zastał mnie potężny upał, a kilka dni później w samym centrum unieruchomiła mnie długotrwała, kilkugodzinna ulewa. Ostatnie dni były już chłodniejsze, w sam raz na spacery i odkrywanie tajemnic Sydney. Cały czas jestem pod nieprzerwanym wrażeniem Australijczyków, ich otwartości i nieprawdopodobnie pozytywnej energii.
Sydney kryje w sobie mnóstwo wspaniałych miejsc i myślę, że nie wystarczyłoby mi nawet miesiąca żeby wszystko obejrzeć. Cieszę się, ponieważ zwiedziłem całkiem sporo. W podróżowaniu jednak nie chodzi mi o to, żeby tylko zaliczać kolejne atrakcje ale przede wszystkim o to, aby wczuć się w atmosferę danego miejsca :) Nie muszę być wszędzie. Zdecydowanie bardziej wolę zobaczyć kilka miejsc, ale poznać je głębiej.
Niemniej jednak udało mi się dotrzeć do kilku punktów na mapie miasta, związanych z kulturą Australii. Po Sydney najlepiej spaceruje się pieszo i dopiero po kilku dniach zdecydowałem się na podróż pociągiem do plaży w Bondi. To miasto to kopalnia inspiracji. Odwiedziłem między innymi słynną Galerię Sztuki Nowej Południowej Walii, która została otwarta w 1874 roku, a w obecnym budynku znajduje się od roku 1897. Oczarowany okazałym gmachem budynku, wszedłem nieśmiało i zacząłem po kolei odkrywać czekające tam na mnie niespodzianki. Galeria zawiera w sobie dzieła poświęcone sztuce australijskiej, azjatyckiej czy europejskiej. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję tutaj być, zarezerwujcie sobie dużo czasu i nie zapomnijcie odwiedzić Yiribana Gallery, która poświęcona jest sztuce aborygeńskiej. Znajdują się tam piękne rzeźby, ale także obrazy malowane przez współczesnych Aborygenów.
Udało mi też odnaleźć ukryte niedaleko Darling Harbour, Ogrody Chińskiej Przyjaźni! To naprawdę wyjątkowe miejsce, które otwarto wcale nie tak dawno, bo w 1984 roku. Można powiedzieć, że były one pewnego rodzaju prezentem od braterskiego miasta Guangdong i do dzisiejszego dnia są symbolem przyjaźni pomiędzy Australią i Chinami. Przez ponad godzinę spacerowałem pośród wodospadów, jezior, egzotycznych roślin i odkrywałem ukryte ścieżki. Wizytę zakończyłem w kawiarni, a potem pobiegłem do pociągu i udałem się do Newtown, czyli odpowiednika londyńskiego Camden. Pełno tu jest sklepów muzycznych i miejsc vintage. Niezwykle klimatyczna dzielnica.
Za każdym razem, kiedy spacerowałem i spoglądałem do góry widziałem słynną wieżę Sydney Tower i w końcu pewnego popołudnia postanowiłem wjechać na taras widokowy, aby zobaczyć przepiękną panoramę miasta ciągnącą się setki kilometrów w przeróżnych kierunkach. Sydney Tower waży aż 2.239 tony, jej wybudowanie kosztowało aż 26 milionów dolarów, a oficjalne otwarcie miało miejsce w 1981 roku. Na szczyt wjeżdża się windą zaledwie kilkadziesiąt sekund i kiedy już otworzyły się jej drzwi moim oczom ukazał się widok, którego nigdy nie zapomnę. Zresztą zobaczcie sami na fotografiach poniżej :)
Wizyta w Newtown |
Moje dwa ulubione miejsca zostawiłem na sam koniec. Zawsze fascynowała mnie fauna Australii. Zamieszkuje ją tyle niesamowitych, często endemicznych zwierząt i marzyłem o tym, aby móc ich zobaczyć jak najwięcej w ich naturalnym środowisku. Z tej okazji odwiedziłem Featherdale Wildlife Park na zachodzie Sydney, gdzie doszło do mojego pierwszego spotkania z kangurem i słynnym misiem koala! Teraz mogę powiedzieć, że po kilku rozmowach i obserwacjach wiem o tych zwierzętach znacznie więcej. Kangury na przykład potrafią zrobić coś absolutnie niesamowitego. Czy wiecie, że samica w ciąży jest w stanie zatrzymać rozwijający się embrion i wznowić jego rozwój, kiedy poprawią się warunki pogodowe? W Australii mieszka ok 40-60 milionów kangurów, czyli wychodzi na to, że jest ich dwa razy więcej niż ludzi. Z kolei słynne misie koala potrafią drzemać nawet do 20 godzin na dobę. Ich mózgi są niezwykle małej wielkości i pływają zanurzone w płynnej cieczy. Jest jeszcze na mojej liście kilka zwierzaków, które mam nadzieję odkryć na dalszym etapie tej wyprawy.
Chyba najbardziej jednak podobało mi się w Królewskich
Ogrodach Botanicznych, do których wejście znajduje się tuż przy słynnej operze.
To tutaj mieszkańcy Sydney odpoczywają po pracy i przychodzą na weekendowe
spacery. Ogrody położone są na 30 hektarach i zostały otworzone w 1816 roku. Ich
różnorodność jest niesamowita. Znajduje się tutaj tysiące drzew. Jest tu też
między innymi ogród kaktusowy, jedna z najbardziej imponujących na świecie
kolekcji palm, zielarnia, sekcja roślin orientalnych, a także ta
poświęcona bardzo rzadkim gatunkom endemicznym. Zwiedzanie kończę przy krześle
Pani Macquarie, gdzie żona gubernatora Lachlana Macqarie lubiła spędzać wolne
popołudnia i obserwować przypływające do portu statki.
W podróżowaniu lubię słuchać ludzi, którzy pojawiają się po
drodze. I tak wiele osób polecało mi, abym przeszedł słynny, podobno
zapierający dech w piersiach szlak z plaży Bondi to oddalonej ok 6 km Cooge.
Postanowiłem pokonać całą tę piękną trasę, a widoki niech mówią same za siebie na
zdjęciach poniżej.
Sydney można zwiedzać bez końca i wrócę tutaj jeszcze w marcu, po ostatniej części wyprawy, która będzie miała miejsce w Alice Springs. Zapisałem wspomnienia na fotografiach i ruszyłem dalej. W piątek udałem się na zachód, aby spełnić jedno z moich największych australijskich marzeń i zobaczyć Góry Błękitne. I o tym właśnie będzie mój następny wpis :)
Pozdrowienia!
M.
Pozdrowienia!
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz