To jest chyba jedna z najpiękniejszych historii jakie przydarzyły się w moim życiu i piszę o niej po raz pierwszy :) Czasami na naszej drodze pojawiają się naprawdę niezwykli ludzie i o tym właśnie będzie ta opowieść.
Dzisiaj jest mój ostatni dzień, który spędzam na Tasmanii i już wiem, że będę tęsknił za tą wyspą. Wszystkie miejsca, które widziałem dotychczas były dla mnie wyjątkowe, ale z pewnego powodu to chyba właśnie na Tasmanii zostawię najwspanialsze wspomnienia. Wydarzyło się tu wiele i postaram się o tym niedługo napisać. Zanim jednak zabiorę Was do takich miejsc, jak Port Arthur, Honeymoon Bay (Zatoka Miesiąca Miodowego) czy Sanktuarium Bonorong, opowiem o pewnej niezwykłej rodzinie, z którą połączyła mnie trwająca już 6 lat przyjaźń.
Wszystko zaczęło się jeszcze w liceum, kiedy pochłonięty marzeniami o dalekich podróżach szukałem przeróżnych możliwości dotarcia do miejsc, które mnie fascynowały. Większość z nich była jednak wtedy dla mnie nieosiągalna. Tak więc pewnego dnia, całkiem przypadkowo natrafiłem na stronę postcrossing.com, na której można założyć konto, a potem wysyłać pocztówki do innych użytkowników i w ten sposób nawiązywać nowe znajomości. Wydawało mi się to wtedy fascynujące i w bardzo szybkim tempie ściany mojego pokoju pokryły się widokówkami z całego świata. Na wyciągnięcie ręki miałem Jezioro Atitlán w Gwatemali, mroźne Fairbanks na Alasce czy plantacje herbaty na Sri Lance. W taki sposób mogłem poznawać świat. a niektórzy użytkownicy przysyłali mi nie tylko pocztówki, ale i naszyjniki, przyprawy czy pamiątki z ich odległych państw.
Pewnego dnia, znowu przez przypadek trafiłem na konto matki i córki z dalekiej Tasmanii, którą kojarzyłem chyba wtedy jedynie ze słynnym diabłem. Do dzisiaj mam pierwszą pocztówkę, którą do mnie wysłały. Nie minęło wiele czasu, a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań. Co to za dziwna wyspa? Jak żyją jej mieszkańcy? Czy to prawda, że znajduje się tam najczystsze powietrze na ziemi? Zaczęliśmy pisać kolejne listy, wysyłać sobie pamiątki i informacje na temat naszego życia na dwóch krańcach świata. Sue, uczyła wtedy swoją córkę w domu i obie założyły konto na postcrossing w ramach nauki o innych krajach. Pewnego razu na Boże Narodzenie wysłaliśmy sobie nawet filmy świątecznie, na których pokazujemy jak zwyczaj obchodzenia Świąt wygląda w naszych domach.
Z czasem poznałem resztę tej niesamowitej rodziny. Utrzymywaliśmy z sobą kontakt bez przerwy, nawet po mojej przeprowadzce do Londynu. Wiedziałem, że podczas mojej australijskiej wyprawy koniecznie będę musiał odwiedzić Tasmanię i poznać w końcu Sue i jej rodzinę. I w końcu po sześciu latach korespondencji udało nam się spotkać!
Przez prawie dwa tygodnie podróżowaliśmy razem po Tasmanii. Spotkanie takich ludzi to trochę jak wygrany los na loterii. Rodzina z końca świata, która znała mnie jedynie z Internetowej znajomości otworzyła przede mną swój świat i zabrała w niezwykłą podróż przez historię ich życia. Czas tu spędzony był jednym z najpiękniejszych w moim życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz