To był kalejdoskop wspomnień, które przewijały się co chwila jak film. Mijane miejsca nie były już dla mnie takie same. Za każdym razem powracam do nich z nowym bagażem doswiadczeń, wciąż czerpiąc nowe.
I cały czas się dziwię, że mieszkam, pracuję i studiuję w jednej z największych metropolii świata.
Londyn to szalone miasto. Zaczyna się niewinnie. Najpierw zaprasza cię na ucztę. Nakrywa do stołu, podaje przystawki. Potem przychodzi czas na danie głowne. Deser nie ma końca.
Więcej! Szybciej! Schudnij! Kup ten produkt! Będziesz mieć power! Większy niż myslisz!
Trudno jest uniknąć tego szaleństwa. Ale można się czasem zatrzymać, stanąć twardo na tej betonowej ziemi i spróbować spojrzeć na wszystko z przymróżeniem oka.
Londyn był dla mnie kopalnią obserwacji. Pokazał mi jak niesamowity i porywający, ale też przerażający może być współczesny świat.
Nic tu nie jest czarne ani białe. Londynów jest tyle ile jego mieszkańców. Absolutna dowolnosć scenariusza.
Widziałem tu wielkie bogactwo i tak samo wielką biedę. Ogromne wieżowce i ciemne ulice jak z nowojorskich dreszczowców. Ludzi szcześliwych i samotnych. Hałas i milczenie. Zwycięzcow i przegranych.
I nie zamieniłbym tych wspomnień na żadne inne.
A dziś konczę 21 lat. Zleciało tak samo szybko jak moja droga do Piccadilly.
Z czarnej taksówki wybiegam w kolejną uliczkę. W ten wietrzny, londyński wieczór.