Myślę, że nie da się w pełni zrozumieć historii Australii bez
wgłębienia się w opowieści o jej rdzennych mieszkańcach, czyli Aborygenach.
Pewnie wielu z Was kojarzy ich z tym kontynentem. Chciałbym Was dzisiaj zabrać w podróż do ich świata i opowiedzieć
o tym jak naprawdę wygląda karta australijskiej historii poświęcona pierwotnym właścicielom tych ziem.
Tak więc ok 200 mln lat temu świat pokrywał jeden wielki płat
lądu zwany Pangeą. Przez kolejne miliony lat Pangea zaczęła rozdzielać się na
dwa superkontynenty- Laurazję na północy i Gondwanę na południu. 50 mln lat
temu Gondwana (na południu) rozdzieliła się na różne południowe kontynenty.
Jedynie Australia była wciąż doczepiona do Antarktydy. 40 mln lat temu
Australia oderwała się z końcu od niej, rozpoczynając samotną wędrówkę ku
osobnej, geograficznej izolacji. I wciąż przybliża się do równika tak około 8
cm rocznie. W tym czasie na kontynencie następował proces rozwoju bardzo bogatej
fauny i flory. I tak zaczął się rodzić fascynujący, australijski kontynent.
Aborygeni przez ponad
40 000 tysięcy lat żyli sobie w spokoju, aż do przyjazdu Europejczyków w
1788 roku. Jednak o tym opowiem za chwilę. Najpierw chcę skupić się na tym jak wyglądało
ich życie przed najazdem przybyszów z obcej im cywilizacji.
Aborygeni prowadzili bardzo różne style życia w zależności o
miejsca, które zamieszkiwali. Na przykład mieszkańcy terytoriów wybrzeża północnego mieli znacznie częstszy kontakt z innymi ludami (chociażby z Indonezji) niż
wyizolowani mieszkańcy z centrum.
|
fot. Michał Lachowicz |
Z natury Aborygeni prowadzili koczowniczny tryb życia i porozsiewani
byli po całej Australii, gdzie często funkcjonowali w małych skupiskach,
posługując się różnymi od siebie językami. Podobno było ich ponad 300.
Często spotykali się z sobą aby brać udział w organizowanych
ceremoniach religijnych czy małżeńskich. Ważną rolę odgrywał handel takimi
dobrami jak drewno, ochra czy muszle. Wytwarzano różne przedmioty takie jak chociażby bumerangi, służące do polowania czy walki.
|
fot. Michał Lachowicz |
Aborygeni przebywając w izolacji od reszty świata mieli
okazję wytworzyć swój własny, magiczny świat, który cechował się niezwykłym
bogactwem kulturowym, spokojnym podejściem do życia, a często nawet milczeniem.
Pismo nie było jeszcze wtedy znane, tak więc rdzenni mieszkańcy Australii
wyrażali siebie za pomocą sztuki, odzwierciedlanej chociażby w malowidłach
naskalnych. Można na nich zauważyć codzienne życie, objawy silnej więzi z
naturą czy legendy związane z kreacją świata. Miałem okazję zobaczyć je między innymi w Uluru. To właśnie przy malowidłach Aborygeni opowiadali sobie historie, a ciekawostką jest, że kiedy opuszczali takie miejsce to malunki automatycznie przestawały mieć dla nich większe znaczenie.
|
Malunki naskalne w Uluru
fot. Michał Lachowicz |
Ciekawym elementem życia Aborygenów przekazywanym do dzisiaj z
pokolenia na pokolenie jest tzw. Dreamtime (Czas Snu). W tym pojęciu zawiera się ich mitologia i zbiór różnych
legend, praw i wierzeń dotyczących w dużej mierze powstania świata.
Jednak chcę Wam trochę opowiedzieć o tej ciemniejszej
stronie australijskiej historii, która w przeszłości bardzo wpłynęła na życie
Aborygenów. Tak naprawdę ich pierwotny, rdzenny i intymny świat został w dużej
mierze wyniszczony wraz z najazdem Brytyjczyków, co doprowadziło do
zdziesiątkowania populacji Aborygenów na obszarach objętych kolonizacją.
Kiedy pierwsza flota pod wodzą wojskowego Artura Phillipa
dotarła do Australii w 1788 roku, w celu utworzenia kolonii karnych, założenia ówczesnego króla Grzegorza III były bardzo proste. Prosił on wyraźnie o
podtrzymywanie pozytywnych relacji z miejscowymi. Phillip uczulił swoich
towarzyszy. Jednak czas pokazał, że wśród nowych przybyszów wcale nie
brakowało uprzedzeń. Na przykład jeden z chirurgów Arthur Bowes Smyth opisywał
Aborygenów jako głupców i leni. Później te wydawane w Anglii dzienniki budowały
nieprawdziwy i często krzywdzący obraz ich kultury. Początkowo przyjazny
kontakt zaczynał przeradzać się we wrogie relacje. Lokalna ludność unikała
osadników. Jednym z powodów były częste rabunki na ich ziemie, a także
kradzieże cennych dla nich przedmiotów jak chociażby włócznie.
Potem nadszedł rok 1789, kiedy to w osadnictwie w Sydney
wybuchła epidemia ospy. Nieznana wcześniej Aborygenom choroba spowodowała
śmierć wielu z nich, często bardzo bolesną i pełną przerażających objawów.
Czytając o tym w książkach na pewno natkniecie się na opisy widoków ciał, które
na plażach oraz w pobliskich jaskiniach napotykały łodzie spływające do Sydney.
Istnieje wiele teorii na to jak wirus przedostał się do
Australii. Jedna z nich głosi, że choroba mogła zostać zapoczątkowana przez
chirurga, który przetransportował wirusa w probówce, w celach uodparniania na tę
chorobę. Pojawiały się także spekulacje, że to Francuzi przywieźli wirusa,
jednak tak naprawdę nie znalazłem na to jednoznacznej odpowiedzi.
W ciągu następnych dekad, Aborygenów dotknęły kolejne choroby
europejskie, takie jak na przykład cholera czy gruźlica (tuberculosis). Dlatego
nawet dzisiaj przy wypełnianiu dokumentów o wizę Australijską trzeba
zaświadczyć, że nie ma się gruźlicy.
W miarę upływu czasu różnice pomiędzy lokalnymi mieszkańcami
i Brytyjczykami zaczęły się zaostrzać. Jako rozwiązanie Arthur Phillip
postanowił… porywać niektórych Aborygenów w nadziei, że pomogą oni zacieśnić
stosunki pomiędzy zwaśnionymi stronami.
Jednego z nich schwytano w pobliskiej zatoce Manly. Takie też
nadano mu imię, ponieważ nie chciał go wyjawić. Od samego początku narzucono mu
europejski styl życia. Ścięto mu włosy, uczesano, i ogolono. Jednemu z zesłańców
powierzono rolę pilnowania więźnia, który został do niego przywiązany tak, aby
nie uciekł nocą. Jako rekompensatę oferowano mu znacznie więcej jedzenia
oraz proponowano alkohol, którego jednak nie próbował. Po kilku miesiącach
porwany Aborygen wyjawił swoje prawdziwe imię- Arabanoo. Jednak jak można
przewidzieć jego uprowadzenie wcale nie przyniosło oczekiwanych efektów.
Arabanoo, który w późniejszym czasie opiekował się chorymi w szpitalu
zachorował na ospę, co skończyło się śmiercią.
Osadnicy szybko zastąpili Arabanoo i pojmali kolejnych
Aborygenów- Bennelong’a oraz Colbee. Bennelong szybko zaaklimatyzował się
pośród Anglików. Nosił ich ubrania, posmakował alkoholu. Kiedy Phillip powrócił
do Anglii w 1792 roku, zabrał ze sobą Bennelong’a oraz drugiego Aborygena Yemmerrawanne.
Ten drugi niestety nie odnalazł się w nowym świecie i po jakimś czasie zmarł.
Bennelong nasiąknął europejskością znaczniej łatwiej, próbując m.in. różnego
rodzaju używek. Kiedy powrócił do Sydney 3 lata później, nabyte zachowania i
nawyki spowodowały że stracił szacunek wśród swoich.
Podczas mojej podróży bardzo często przewijał się także temat tzw. 'straconego pokolenia'. Od roku 1900 aż do lat 70 tych XX wieku zabrano rodzinom dziesiątki tysięcy dzieci (często ze związków Aborygenów z białymi) i umieszczano je u australijskich rodzin w celu asymilacji z 'właściwą cywilizacją'. Obietnice lepszych warunków życia i dostępu do edukacji często kończyły się przemocą i wyzyskiwaniem małych Aborygenów. W 2008 roku rząd Australii oficjalnie przeprosił rdzennych mieszkańców na krzywdy przeszłości. Oświadczenie w języku angielskim możecie przeczytać pod tym linkiem: http://www.australia.gov.au/about-australia/our-country/our-people/apology-to-australias-indigenous-peoples
Sytuacja wyglądała znacznie brutalniej na pobliskiej Tasmanii,
zwanej wtedy Ziemią Van Diemena. To własnie tutaj Brytyjczycy utworzyli swoją
drugą kolonię. Licząca od 4 do 7 tysięcy populacja Aborygenów w ciągu 30 lat
została właściwie całkowicie wymordowana lub wysiedlona. Farmerzy ograbiani z
ziem zmuszeni byli do obrony za pomocą broni.
W 1824 roku kiedy na wyspie zostało ok. 200 Aborygenów
podjęto próby załagodzenia sytuacji i wysłano w tym celu z Londynu Georga
Augustusa Robinsona, który podróżował po wyspie starając się zawrzeć układ z
tubylcami. Aborygenom obiecywano złote góry po przeprowadzce na pobliską Wyspę
Flindersa. Jednak to przesiedlenie okazało się porażką. Wyspa narażona była na
silne wiatry, brakowało ziem pod uprawę czy jedzenia.
Doniesienia o koszmarze który rozgrywał się w Australii
wzbudzały ogromny gniew pośród misjonarzy i obrońców praw człowieka w Europie.
Sprawą zajęto się w Brytyjskiej Izbie Gmin, co zaowocowało raportem
opublikowanym w 1837 roku. Opisano w nim ze szczegółami niszczący wpływ
kolonizatorów na społeczności Aborygenów.
Wiele lat musiało upłynąć aby Aborygeni zostali
zaakceptowani. Kiedy w 1901 powstawał Związek Australijski, to w konstytucji
napisano, że ‘Aborygeni nie powinni być wliczani jako pełnoprawni obywatele’.
Jeden z aktów pozbawiał ich także stanowczo szans na branie udziału w
głosowaniu. Swego czasu rdzenni mieszkańcy zostali wpisani także a listę... australijskiej fauny. Tak naprawdę dopiero w 1967 roku dokonano zmian w konstytucji,
które zrównały prawa Aborygenów z innymi mieszkańcami Australii.
Wielu Aborygenów widziałem między innymi spacerując po Alice Springs.
Często można spotkać ich przechadzających się samotne po mieście, czy przesiadujących w
parkach. Widziałem dwa żyjące wokół siebie, odrębne światy. Aborygeni często
podchodzili do mnie na ulicach prezentując swoje naprawdę przepiękne malunki. Nie oceniając, obserwowałem ich niedostępny nam świat. Nie próbowałem go zrozumieć, ale czułem w powietrzu niezwykłą energię. Może to była energia czasu snu?...
|
Truganini- według opinii ostatnia Aborygenka czystej krwi na Tasmanii.
Zmarła w Hobart w 1876 roku. |
|
for Michał Lachowicz |