poniedziałek, 19 grudnia 2016

Szczęsliwa siódemka

Usiadłem przed chwilą przed ekranem komputera i czuję się trochę tak jakbym właśnie wrócił z dalekiej podróży do miejsca, które było dla mnie wyjątkowe i o którym zawsze pamiętałem. 

Tworzyłem tego bloga z wielką pasją, wkładając dużo wysiłku w każdy wpis i element. Wiem także, że były osoby, które mnie tutaj regularnie odwiedzały i dopytywały się czasami czy pojawi się coś nowego. Z góry przepraszam za tę prawie dwuletnią nieobecność. W pewnym momencie musiałem podzielić uwagę i odłożyć na chwilę bloga, aby skupić się na studiach i pracy, które wypełniały cały wolny czas- razem z dziesiątkami małych rzeczy, na które składa się życie w Londynie. Obiecuję jednak, że będę pojawiał się tutaj znacznie częściej :) Za chwilę dowiecie się dlaczego :)

Ostatni rok mojego kursu dziennikarstwa był fascynujący i całkowicie pochłonęła mnie praca nad magazynem o sekretnym Londynie, który można powiedzieć stanowił moją pracę licencjacką. Przyznam Wam, że był to chyba mój najbardziej osobisty projekt i cieszę się, że spotkał się z uznaniem. Całość możecie obejrzeć pod tym linkiem, a wszelkie komentarze są mile widziane :)

https://issuu.com/secretlondonmagazine/docs/merged_document

Powiem Wam, że bardzo dużo wydarzyło się poza ekranem komputera- w londyńskiej codzienności pełnej wyzwań. We wrześniu minęły trzy lata od mojej przeprowadzki. Londyn nauczył mnie bardzo wiele, odkrył przede mną mnóstwo nowych dróg. Czasami kiedy patrzę wstecz mam wrażenie, że prowadził mnie przez to miasto jakiś szósty zmysł, który podpowiadał mi kolejne kroki. 

Wiedziałem, że będę chciał tutaj wrócić z czymś wyjątkowym :) Po ceremonii zakończenia studiów podjąłem decyzję, że zostanę jeszcze do grudnia w kawiarni, w której pracowałem, aby w końcu móc spełnić moje największe podróżnicze (i chyba w ogóle) marzenie! Trudno mi było rozstawać się z tym miejscem, moimi klientami i wieloma wspomnieniami. Jednak nadszedł czas na zmiany i postanowiłem zrobić coś, co już od dawna spokojnie czekało na mojej liście marzeń.   

Mijał miesiąc za miesiącem, a mój londyński statek powoli dobijał do protu. Coś co wydawało się tak daleko na horyzoncie, nagle zaczęło przybierać coraz to bardziej wyraźny kształt. To marzenie, które przez tak wiele lat było we mnie nagle... okazało się pukać do drzwi. Zawsze w życiu idę za głosem serca i miałem takie wewnętrzne przeczucie, że to jest dobry moment, aby po prostu porzucić na chwilę mój dotychczasowy rytm życia, spakować plecak i wyruszyć przed siebie.

Na koniec świata...

Kiedy jak nie teraz?- To pytanie obijało się w mojej głowie przez cały czas.

Wtedy podjąłem decyzję, że nadeszła najlepsza pora aby zrobić sobie chwilową przerwę od szalonego Londynu, wyruszyć w nieznane i wrócić w kwietniu z nową energią. Wiem, że będę tęsknić, ale wiem też, że najbardziej niezwykłe rzeczy czekają na nas poza strefą komfortu. Przekonałem się o tym 3 lata temu, kiedy wywróciłem swoje życie do góry nogami i postanowiłem układać je w Wielkiej Brytanii. Jak będzie tym razem?

Cieszę się bardzo, że nowy rok otworzę kolejnym podróżniczym wyzwaniem, nad którym pracowałem przez ostanie miesiące, ale które tak naprawdę kiełkowało w mojej głowie przez lata,

Marzyłem o niej od dawna :) Przyciągała mnie do siebie swoją magią, tajemniczością i odległym położeniem. Myślałem o niej już w liceum, kiedy zasypiałem z atlasem w ręku, a potem wielokrotnie w Londynie. Była ze mną na wykładach, w metrze, w pracy czy podczas spacerów po Hyde Parku. Zdarzało mi się zatrzymywać na chwilę, zamykać oczy i wyobrażać sobie, że czuję pod stopami gorący piach w kolorze ochry, a gdzieś z oddali nawołują mnie śpiewy Aborygenów.

Moje myśli wielokrotnie przenosiły mnie do Australii, jednocześnie pozostawiając nutkę nadziei, że może kiedyś uda mi się zrealizować to marzenie. Wiedziałem, że pewnie nie wydarzy się to dzisiaj, jutro albo za miesiąc. Powiem Wam jednak, że wcale mi to nie przeszkadzało, a nawet z perspektywy czasu widzę, że często takie długie oczekiwanie przynosi zaskakujące rezultaty i ogromną satysfakcję. Myślałem już o tym, żeby wyruszyć w tę podróż po liceum. Cieszę się jednak, że poczekałem, ponieważ teraz mam poczucie, że ta wyprawa będzie lepiej przemyślana, dojrzalsza i  z wielu powodów bardziej wyjątkowa.

Możliwość realizowania marzeń jest niesamowita. Zauważcie jednak, że już samo ich posiadanie może być początkiem czegoś niezwykłego. Potem to już tylko decyzja i suma małych kroków, często wymagających wyrzeczeń, ale i wartych poświęcenia. Wielokrotnie po zajęciach zamykałem się na drugim piętrze biblioteki, z zakamarków torby wyciągałem książki i artykuły o Australii. To był świat tak bardzo dla mnie odległy, ale jednocześnie wydawał mi się szalenie bliski. Czytałem na przykład o flocie Arthura Phillipa, która przybyła z Anglii do Sydney w 1788 roku, aby założyć tam pierwszą kolonię karną. Zobaczcie, dzisiaj można wsiąść do samolotu i po 30 godzinach wylądować w Australii. Wtedy te wyprawy ciągnęły się miesiącami, z dnia na dzień potęgując niepewność skazańców z Europy, o tym co czeka ich na drugim końcu świata. Początki nie były łatwe. Zmagali się z głodem, brakiem surowców czy trudnymi warunkami klimatycznymi. Każda taka historia przybliżała mnie bliżej do tego świata i powodowała, że marzenie o tej wyprawie stawało się coraz bardziej realne. Bez przerwy odkrywałem kolejne. Zaszokował mnie stosunek nowych przybyszów do Aborygenów, czyli rdzennych mieszkańców Australii. Poświęciłem im bardzo wiele czasu w przygotowaniach do tej podróży i mam nadzieję, że uda mi się pokazać tu na blogu prawdziwy obraz tego fascynującego kontynentu.

Wierzę, że nowy rozdział, który tu otwieram będzie także dla Was źródłem inspiracji do spełniania własnych marzeń i tego, że jeśli czegoś się naprawdę chce to można. Będzie mi ogromnie miło jeśli zdecydujecie się do mnie dołączyć i już niedługo wspólnie wyruszymy do krainy kangurów :)

Zaczniemy wędrówkę w legendarnym Sydney i jego okolicach. Potem zabiorę Was na dziewiczą i pełną tajemnic Tasmanię, gdzie odkryjemy pewną niezwykłą rodzinę i dowiemy się jak tak naprawdę żyje się na końcu świata. Dotrzemy także do centrum Australii i słynnej, rozpalającej do czerwoności zmyły podróżników skały Uluru. To co wydarzy się po drodze nawet i dla mnie wciąż pozostaje tajemnicą.

Dlatego właśnie tam jadę...

Zapraszam Was już 7 lutego i ponownie witam po tak długiej przerwie :)

Miłego Wieczoru,

M.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz